Na skróty:

Przejdź bezpośrednio do treści (Alt 1) Przejdź bezpośrednio do menu głownego (Alt 2)

Zjednoczenie Niemiec z perspektywy psa
Korekta postawy

Owczarek niemiecki
Owczarek niemiecki | Źródło: pixabay.com; Foto (fragment): Capri23auto

Podział Niemiec po II wojnie światowej poskutkował koniecznością reorganizacji wszystkich, nawet najdrobnieszych elementów codziennego życia. Polityka odcisnęła swoje piętno nie tylko na ludziach – nawet zwierzęta stały się elementem propagandowej rywalizacji. Historia hodowli owczarków wschodnioniemieckich to przykład, jak dalece reżim ingerował w każdą sferę życia oraz jak daleko idące konsekwencje miały nawet drobne decyzje podejmowane po upadku muru. 
 

Paweł Starzec

Droga do celu z każdym kolejnym zakrętem zdawała się zwężać. W mailach Heike sprawiała wrażenie uprzejmie zdziwionej moją prośbą o spotkanie, ale zgodziła się na rozmowę. Mimo wszystko, im bliżej byłem jej domu, tym bardziej zaczynałem się stresować, w sposób znany chyba wszystkim dziennikarzom i reporterom – może ją nachodzę? Może robię z czegoś, co stanowi ważny element jej życia, egzotykę? Ostatni dom przed lasem. Słychać szczekanie psów.
 
Podział Niemiec po II wojnie światowej poskutkował koniecznością podzielenia wielu elementów codziennego życia, których nie było widać spod stanowczej kreski na mapie. Dwa nowe państwa musiały podzielić się tym, co do tej pory stanowiło element ich niemieckiej tożsamości – tej materialnej, jak fabryki, drogi, czy miasta – i tej bardziej ulotnej, jak kultura, zwyczaje czy symbole. Po dwóch stronach nowej granicy została też rodzina i potomkowie Horanda von Grafratha, wcześniej Hektora Linksrheina. Ich dzieje liczyły sobie wtedy raptem niewiele ponad pół wieku, ale jego rodzina była doskonale znana i bardzo obecna w codziennym życiu Niemiec. Sam nestor rodu to przykład kariery od pucybuta do milionera i chociaż jego dziedzictwo stało się powszechnie znane – on sam pozostaje figurą dosyć tajemniczą. Nie wiadomo w jakich okolicznościach przyszedł na świat, chociaż współcześnie pojawiają się na ten temat kontrowersyjne spekulacje. Pewne jest jedno – znalazł się we właściwym miejscu i we właściwym czasie – konkretnie 3 kwietnia 1899 roku na wielkiej wystawie hodowlanej w Karlsruhe. Był tam też drugi ojciec ich przyszłego sukcesu, rotmistrz Max von Stephanitz. To przypadkowe spotkanie miało w sobie wiele z biznesowej transakcji. Już tego samego dnia von Sephanitz wiedział, że znalazł dokładnie to, czego potrzebował. Jako członek Phylax – związku hodowców psów owczarskich, miał misję wyhodowania psa służbowego dla wojsk i policji i pojawił się na targach w konkretnym celu. Horand von Grafrath był dobrze rokującym partnerem do realizacji jego planów, podobnie jak on ułożony i racjonalny i podobnie twardo stąpający po ziemi – tylko że na czterech łapach. Horand był psem, którego cechy w stu procentach odpowiadały oczekiwaniom rotmistrza. Jeszcze tego samego dnia rotmistrz kupił Horanda, by zarejestrować go z numerem pierwszym w księdze hodowlanej owczarków niemieckich.

Gentelman z pasją do pracy

Heike otwiera mi furtkę zapraszając do ogrodu. „Usiądź sobie przy stoliku. To moje miejsce. Zaraz wypuszczę psy, ale nie bój się, zorientują się, że skoro siedzisz przy moim stoliku, to jesteś w porządku”. Dźwiękowi otwieranej bramki towarzyszyło warknięcie i faktycznie w moją stronę wybiegły dwie czarne, masywne suki. Miałem kiedyś owczarka niemieckiego; statystycznie mówiąc, to wciąż najpopularniejsza rasa psa w Polsce. Te są jednak większe od mojego psa, wydają się być silniejsze i mocniej zbudowane. Obie są też prawie całkowicie czarne. Heike miała jednak rację – kiedy tylko zauważyły, że siedzę przy stoliku ich pani, uspokoiły się i usiadły obok mnie, żeby obserwować, co robię. Jedna, ciemniejsza, delikatnie potrąciła mnie pyskiem, żebym ją pogłaskał.
 
  • Heike i jej pies Foto: Paweł Starzec
    Heike i jej pies
  • Heike i jej psy Foto: Paweł Starzec
    Heike i jej psy
  • Dom Heike Foto: Paweł Starzec

Dziedzictwo Horanda, jak inne elementy niemieckiej kultury, przecięła kreska dzieląca na mapie Niemcy na Wschodnie i Zachodnie. Dwa Związki Kynologiczne, dwa nowe pomysły na prowadzenie hodowli. Bo chociaż owczarka niemieckiego numer jeden już dawno nie było na świecie, to proces wyodrębniania tej rasy był bardzo skrupulatnie nadzorowany przez samego rotmistrza von Stephanitza. Pożądane cechy, które tak zachwyciły romistrza u owczarka numer jeden – posłuszeństwo, charakter opisywany przez von Stephanitza jako „gentelman połączony z nieograniczoną pasją do pracy” – szły w parze z równie rygorystycznymi wymogami dotyczącymi fizycznych cech psa. Z akceptowanych przez hodowców cech znika na przykład biała sierść – dziś białe owczarki nazywane są owczarkami szwajcarskimi. Popularność rasy rosła lawinowo, a wszechstronność owczarków niemieckich powodowała, że były chętnie wybierane jako psy pracujące. Jednak nawet skrupulatny nadzór nad pożądanymi cechami nie pozwolił w porę zapobiec poważnej, genetycznie przekazywanej chorobie. Dysplazja stawów biodrowych, bo o niej tu mowa, została wykryta po raz pierwszy właśnie u owczarków niemieckich i dotyka obecnie 20 procent psów tej rasy. Jej powszechność jest skutkiem celowego działania hodowców, którzy poszukiwali w szczeniętach cech pasujących do wyznacznika rasowości owczarka – przy okazji upowszechniając wadliwy gen. Coraz dalej wysunięte tylne łapy i obniżony tył – uznawane za obowiązkowe – okazały się nieść ze sobą poważne konsekwencje.
 
Ale w 1949 roku sytuacja owczarków nie była jeszcze na tyle poważna. Nowo powstały Związek Kynologiczny Niemiec Wschodnich stał się, jak wiele innych elementów codziennego życia, instytucją o znaczeniu politycznych. A hodowla owczarków niemieckich – teraz w dwóch osobnych liniach – areną cichej walki pomiędzy Wschodem i Zachodem. Owczarek Wschodnioniemiecki – bo tak teraz nazywały się psy hodowane w NRD – był psem o strategicznym znaczeniu. Miał bić na głowę swojego zachodnioniemieckiego kuzyna pod względem fizycznych i psychicznych możliwości i przede wszystkim miał być wolny od dysplazji stawów biodrowych, konsekwencji niczym nie uzasadnionej ingerencji człowieka w genetykę.

JEdna suczka w DOmu

 
Pies Heike Pies Heike | Foto: Paweł Starzec Heike opowiada. „Pierwszą suczkę owczarka niemieckiego kupiłam w 1977 roku. Chciałam po prostu mieć psa, dla siebie, jako przyjaciela. Była pełna energii i bardzo szybko się uczyła. Pomyślałam, że powinna mieć się czego uczyć i jak się rozwijać, więc zabrałam ją na treningi. Radziła sobie świetnie, była super dobra. Zdawała egzaminy, wygrywała mistrzostwa. A potem pomyślałam, że kiedyś jej zabraknie. Pomyślałam, że mogłabym hodować owczarki wschodnioniemieckie, zaczynając od niej, skoro była tak dobrym materiałem na mamę. No i to właściwie trwa nieprzerwanie, od 40 lat. Chciałam mieć zawsze jedną suczkę w domu”.

Psy zaczynają się nudzić, bo mimo tego, że przyszedłem na ich teren, nie poświęcam im za dużo uwagi. Czuję delikatne szarpnięcie rękawa i dopiero zauważam, że w ślad za dorosłymi psami do stolika przybiegła gromadka szczeniaków. Heike z dużą czułością mówi o nich dzieci, babies. Są potomstwem jednej z suk Heike, mają może kilka miesięcy – są w tym wieku, w którym mimo najszczerszych chęci uszy owczarków nie chcą jeszcze stać zupełnie prosto. „Jak widzisz, nie jestem hodowczynią na wielką skalę, mam bardzo mało psów, żadnych klatek, traktuję je jak moich przyjaciół. Mają jeden miot w roku, tak żebym mogła naprawdę dobrze się o to wszystko zatroszczyć i żeby szczeniaki trafiały do odpowiednich ludzi. Bo ludzi, którym sprzedaję szczeniaki, wybieram dużo wcześniej, praktycznie na rok wcześniej. Jest kolejka, już teraz mam ludzi chętnych na następny miot. Nie chciałam nigdy robić tego inaczej, nie chcę więcej, bo tak jest dobrze.”
 

Podziały i ZJEDNOCZENIE 

Psy Heike Psy Heike | Foto: Paweł Starzec Dobierane pod kątem swoich fizycznych możliwości kolejne pokolenia owczarków wschodnioniemieckich sukcesywnie pozbywały się problemu zwyrodnienia stawów biodrowych. Ich tylne łapy prostowały się, a sylwetka coraz bardziej przypominała owczarka numer jeden. W NRD ich głównym celem była praca. I, zgodnie z wyznaczoną linią polityczną, wygrywały z owczarkami z Zachodu. Owczarki wschodnioniemieckie były większe, masywniej zbudowane, przypominały wilczury-atletów. Przeskakiwały wysokie mury, radziły sobie z chłodem i upałami. Zgodnie z oryginalnymi zamierzeniami rotmistrza von Sephanitza, owczarki NRD były wykorzystywane w wojsku, policji i straży granicznej. Mogły pełnić służbę dłużej niż owczarki z Zachodu, były też zdrowsze pod innymi względami. Niestety, nie kojarzyły się wyłącznie dobrze – ich służbowym zadaniem było bowiem często pilnowanie granicy pomiędzy Wschodem i Zachodem, łapanie potencjalnych uciekinierów i alarmowanie strażników.

Zaczynam fotografować Heike i jej psy. Zdają się być zadowolone, że w końcu uwaga zarówno ich pani, jak i jej gościa, skupia się na nich. Chcą się ze mną bawić, i z trudem są w stanie usiedzieć na miejscu, kiedy próbuję sfotografować ich proste tylne łapy, i odróżniające je od zachodnioniemieckiego owczarka wolne od dysplazji stawy. Poddaję się. „Po Zjednoczeniu, kiedy już upadł mur, nikt we Wschodnich Niemczech nie chciał jeździć Trabantem i nikt nie chciał mieć wschodnioniemieckiego owczarka. Każdy chciał jeździć Golfem i mieć owczarka z Zachodu”. Upadek muru nie tylko łączy z powrotem podzielone Niemcy, a wraz z nimi dwa osobne rody owczarków z dwóch związków kynologicznych – tysiące psów pilnujących granicy traci swoją funkcję. Jeżeli mają więcej szczęścia, trafiają do domów swoich opiekunów. Jeżeli mniej, są usypiane.
 
„Źle się ludziom kojarzyły. Przez wiele lat nie sprzedawałam szczeniaków, nikt ich nie chciał. Potem ludzie zorientowali się, że owczarki z Zachodu chorują, a te nasze były od tego już zupełnie wolne. Ale było już za późno, bo hodowcy ze Wschodu powiedzieli – jeżeli nikt nie chce szczeniaków, to zamykamy hodowle”. Słowa Heike o Trabantach i Golfach znajdują swoje odbicie w historii owczarka niemieckiego. Losy kilku pokoleń odrębnej rasy owczarka rodem z NRD zajmują w niemieckiej Wikipedii raptem kilka linijek. Problemy zdrowotne, którym zaradzili hodowcy ze Wschodu, w latach 60. stają się niezwykle palące dla owczarków z zachodniej strony muru. Zjednoczenie przynosi połączenie ras w jedną, a o historii owczarka ze Wschodu można dowiedzieć się dziś głównie ze stron nielicznych pasjonatów. Policja na całym świecie przestawia się z owczarków niemieckich na inne rasy.

Na marginesie historii

 
Pies Heike Pies Heike | Foto: Paweł Starzec Znany z telewizji komisarz Rex dziś nie byłby pewnie już grany przez owczarka niemieckiego. Na psy policyjne są już od kilku lat wybierane raczej owczarki belgijskie malinois, czasami również  owczarki holenderskie – nieco mniejsze i w dużo mniejszym stopniu cierpiące na dyskwalifikującą ze służby dysplazję stawów. Psi wiek emerytalny wynosi dziewięć lat i coraz częściej pracujące owczarki niemieckie miały problem z dotrwaniem do niego w dobrym zdrowiu. Nazywane przez ekspertów przerasowieniem, decyzje hodowlane na przestrzeni stu lat doprowadziły do zaprzeczenia temu, co tak zachwyciło rotmistrza von Stephanitza w Horandzie, owczarku niemieckim z numerem jeden.
 
Rozwiązanie problemu stworzonego przez człowieka nie tyle było na wyciągnięcie ręki, co po prostu istniało – i zostało praktycznie zupełnie na marginesie historii wraz ze zjednoczniem Niemiec, bo wtedy wschodni owczarek źle się kojarzył. „Teraz zostało nas niewielu. Na małą skalę wszystko zmieniło się 5 lat temu, nagle wszyscy chcieli mieć psa ze Wschodu, którego już wcale nie tak łatwo znaleźć. W całych Niemczech nas, starych hodowców, zostało koło dziesiątki, ale pojawiają się młodzi ludzie, którzy teraz zaczynają się tym zajmować”. Kończymy zdjęcia i wywiad. Psy Heike razem z nią odprowadzają mnie do bramy. „To dobrze, że przychodzą młodzi, którzy zauważają w tych psach coś wyjątkowego. My, starzy, mamy nadzieję, że będziemy mogli tym młodym ludziom doradzić, uczyć ich. Chciałabym, żeby ta rasa nie została zapomniana, żeby każdy mógł znaleźć w owczarku wschodnioniemieckim przyjaciela, tak jak ja te czterdzieści lat temu.”